Kansas City
(…) Dwudziestopięcioletni Rafał Blechacz olśnił publiczność swoją zachwycającą interpretacją dzieł Mozarta i Chopina podczas występu w ramach Master Pianist Series, który odbył się w piątkowy wieczór w Folly Theater.
(…) Młody pianista rozpoczął swój recital od Wariacji Mozarta. Choćbym nie wiem jak daleko wstecz sięgał pamięcią, to nie mogę sobie przypomnieć, aby hamburski Steinway w Folly Theater brzmial tak nadzwyczaj lotnie. Blechaczowi udało się oddać lekki nastrój tego utworu, zachowując przy tym wesoły wyraz twarzy. Utwór został zaprezentowany ze wszystkimi szczegółami: licznymi i wyraźnie zagranymi melodyjnymi dźwiękami, pięknymi trylami i lekkimi wielooktawowymi pasażami w kulminacyjnych momentach. „L’Isle joyeuse” Debussy’ego był dość lekki pod względem użycia pedału. Blechacz wniósł do tego utwory piękne crescendo i intensywność, kończąc go odpowiednio radosnym „zakrętasem”. (…) Początek Sonaty Szymanowskiego był ognisty jak u Skriabina (wpływ jego twórczości), choć nie o tej samej gęstości harmonicznego języka. Lisztowską wirtuozerię Allegro moderato Blechacz przedstawił w znakomity sposób. Pierwsza część uspokoiła się w krótkiej sekcji B by ponownie wybuchnąć płomieniami. (…) Część Tiempo de Minuetto została zagrana przez Blechacza w tonie przyjemnym i lekkim, podobnym do stylu Mozarta, i zakończona żartobliwym staccato. Początkowa część finału wprowadziła pewną tajemniczość przypominającą Góreckiego, ale powoli zaczęła się ona kształtować na podobieństwo późnego Pärta. Następnie pianista zanurzył się w imponującej podwójnej fudze z kontrtematami pełnymi pasaży oktawowych. Podczas gdy utwór zmierzał do płomiennego punktu kulminacyjnego, jego konstrukcja w nagły i nieoczekiwany sposób porzuciła dotychczasowe tempo zanim powróciła do tematów fugi. Przez cały utwór Blechacz prezentował swoją imponującą technikę gry na fortepianie z łatwością grając podwójne glissanda i przebiegi oktawowe. (…) widać było, że przyjemnie się to gra.
Druga połowa programu to wybór mazurków i polonezów oraz dwóch Ballad Chopina wykonanych w tak fantastyczny sposób jaki nigdy jeszcze nie słyszałem.
Ballada g-moll była niewiarygodnie świeża z ilością szczególików, jakich wcześniej nie słyszałem u innych. Czasami pojawiały się w łącznikach, a inne w drugorzędnych głosach głównych części. Początkowe arpeggio było wyciszone, tak jak pierwsze pojawienie się drugiego tematu. Tu, podobnie jak w mazurkach i polonezach, zauważyłem fenomenalne zrozumienie przez Blechacza kunsztu Chopina: żadna część nie za szorstka, każda ma swoje miejsce w całości konstrukcji; bas nigdy nie był na pierwszym planie, ale zawsze ważny; melodia (nawet gdy nie była w głosie sopranu) przez cały czas dominowała, podczas gdy wewnętrzne glosy były całkiem podporządkowane, zwłaszcza w delikatnych momentach. Ballada F-dur ukazała w jej początkowych frazach kilka przepięknych akcentów agogicznych. W drugim ognistym temacie zawsze słyszy się mocno wydobyte arpeggia prawej ręki. Blechacz, czego jeszcze nigdy przedtem u nikogo nie zauważyłem, wydobył melodię w lewej ręce, co nadaje więcej sensu utworowi jako całości. W finałowych momentach Blechacz sprawił, że publiczność siedziała na brzegach foteli. Końcowe agitato było bardzo, bardzo porywające.
/Kansas City 23.02.2011 Online Journal of the Performing Arts – Christopher Levin/